Loading

Pacyfik - San Francisko

SAN FRANCISCO

Kątem oka z prawej strony spostrzegłem jakiś ruch w miejscu gdzie wzgórza z niebem się spotykają. Potężny boening 747-400 Singapur Air Lines majestatycznie podnosił się z lotniska w San Francisco. Ucieszyłem się gdy zauważyłem, że skręca w kierunku północnym, bo za chwile dzięki temu, był nade mną. Podwozie już miał schowane i w sam raz załapałem się na chwile chowania klap. Wyobraziłem sobie jak Pierwszy Pilot wydaje komendę Drugiemu: " Klapy Zero". Widziałem w wyobraźni jak Drugi Pilot powtarzając komendę kładzie lewa rękę na dźwigni klap w centralnym panelu, przesuwa ją do przodu, zerka przez swe prawe ramie do tyłu, a gdy zapala się zielone światełko tuż powyżej dźwigni melduje swemu dowódcy: "Klapy Zero". Kapitan ciągnie wolant do siebie unosząc dziób przepisowe 5 stopni do góry i obaj piloci są zadowoleni jak cholera, bo wreszcie są w powietrzu. Marynarze też zadowoleni są jak cholera gdy są już na morzu, na jeździe morskiej. Kończą się bowiem problemy lądowo-portowe regulowane przez setki przepisów i różnorakich wymagań.

Za krótkie jest życie by wszystkie swe marzenia zrealizować. Też bym tak chciał latać. Dzięki temu że pływam to jednocześnie dużo latam, gdyż rzadko się zdarza bym na statek wchodził choćby w Europie. Zawsze wsiadam albo w Azji, albo w Ameryce. Tam zaś wpierw muszę dolecieć i... strasznie latanie polubiłem i to tak bardzo, że zastanawiałem się nad zrobieniem licencji pilota. Spotkało się to jednak ze stanowczym sprzeciwem mojej własnej żony. Nie wiadomo dlaczego. Przecież jest moją własną żoną, a nie obcą, więc powinna mnie w różnych fanaberiach wspierać, a przynajmniej tak mi się wydaje.  

Ale że człowiek z wiekiem traci pewne możliwości, w codzienność wkradają się niechciane ograniczenia, więc musi swe marzenia realizować w proporcjonalnie mniejszy sposób. Jest szansa żeby kiedyś jakiś Adam z Suskich prowadził takiego boeinga i byłaby to namiastka, którą bym uznał za spełnienie swych marzeń. Kłopot w tym, że ten który miałby to zrealizować jest zbyt leniwy, choć to w samym sobie nie byłoby przeszkodą. Przecież latanie to zawód dla leniwych. Problem w tym że Młody, czyli mój syn, nie ma w sobie za grosz samodyscypliny, a co najgorsze to w ogóle nie jest zdyscyplinowany. A niestety w kokpicie samolotu dyscyplina jest na poziomie nieosiągalnym nawet dla większości służb mundurowych. I jest bardzo specyficzną. Specyfika polega na tym, że jak kapitan wydaje polecenie to jest ono bez dalszej zwłoki wykonywane i potwierdzone, ale jeżeli jest to polecenie nieprawidłowe, lub zagrażające bezpieczeństwu lotu, to pierwszy oficer natychmiast ma prawo i obowiązek zwrócić uwagę kapitanowi.

   Zobaczyła żaba, że konia kują to też swą łapę wystawia, można by powiedzieć. Bo przecież pływam, a nie latam więc skąd to,ubogie co prawda, rozeznanie w sprawach lotniczych u mnie. A właśnie tak się składa że w firmie w której pracuję szkoleni jesteśmy przez prawdziwych cywilnych pilotów niemieckich. Szkolenie miało nazwę: „Dowodzenie i reagowanie w sytuacjach kryzysowych” a obaj piloci (kapitanowie) wzięli sobie to do serca i przez cztery dni przejechali nas po różnych symulatorach tak skutecznie, że przez następne dwa dni chodziłem zakręcony niczym słoik na zimę.

   Oczywiście gęba mi się nie zamykała, bo będąc zadeklarowanym fanem lotnictwa, miałem tysiące pytań. Zadałem także to jedno. Spytałem ich co sądzą o Smoleńsku. Odpowiedź zostawię dla siebie, gdyż tu nie będziemy się bawić w politykę.

Maszynownia na statku handlowym [źródło: youtube.com]

Nie mogłem jednak zastanawiać się dłużej nad możliwościami latania, gdyż w uszy me uderzył dźwięk alarmu w maszynie. Normalnie ten dźwięk to spływa po mnie jak woda po kaczce, ale, że jechaliśmy z pilotem, na wodach terytorialnych USA, więc posłuchałem i dostojnym krokiem udałem się na dół, do siłowni. O ile weźmie się pod uwagę że z dostojnością można łączyć fakt, że po schodach zjeżdżałem przy pomocy rąk, nie dotykając stopni. Ale jak mówiłem. Jechaliśmy z pilotem do portu w USA, a to oznacza że jak statek ino kichnie, to obowiązkowy pilot natychmiast woła Coast Guard i wtedy mamy przerąbane.  Gdy znalazłem się w siłowni,  zobaczyłem jak moje chłopaki szamocą się w okolicy filtrów paliwowych , dostałem jeszcze większego przyspieszenia. Zerknąłem na komputer w Control Room i... zmiąłem sakramenckie przekleństwo w ustach. Filtry zaczynają się brudzić od wyhulanego, brudnego paliwa!

Szlag by trafił! Wpadł Drugi do Control Roomu i powiada, że filtr automatyczny już jest czerwony, co oznacza że jest już kompletnie zablokowany i grozi nam utrata ciśnienia w systemie.  Tym razem już nie tłumiłem przekleństw: „Job jego bladź!”

Otwórz bypass, Maksym - poleciłem drugiemu i zanim wypadłem do maszyny, pozwoliłem sobie na trochę mocniejsze przekleństwa, ale już w rdzennym języku. Tak jest łatwiej, a i ulga jakby większa.

Faktycznie. Automatyczny był już martwy, a kolejny manualny (Ta cholera bez bypassa!) w oczach na mierniku czerwienią zachodził. Chłopaki przerzucili na druga komorę i na czas zaczęli filtr demontować i czyścić. W chwili gdy jeszcze zapasowy filtr nie był gotowy, to ten nowy zaczął się brudzić w tempie bardziej niż ekspresowym.

To był właśnie ten czas, więc ciśnienie znacznie mi podskoczyło. Bagatela, jak nie nadążymy z czyszczeniem filtrów to silnik stanie, a jak silnik stanie, to już oczami wyobraźni widziałem jak przypierniczamy w przęsło Golden Gate'u, odbijamy się od niego i hamujemy, wbijając się dziobem w Alcatraz. Bo tak właśnie się brzydko do San Francisco wpływa; wpierw Golden Gate, a później trzeba wziąć ostry zakręt w prawo by minąć lewą burtą słynne Alcatraz. I ma się cholerne szczęście jeśli akurat słynna tutaj mgła weźmie sobie wolne. Statek ma to do siebie , że gdy nie ma prędkości , którą nadaje mu silnik to, niestety, staje się niesterowalny.

Alcatraz i okolice [źródło: youtube.com]

Do tego jeszcze jakby nie dość było problemów, pilot okazał się lekkim szaleńcem, bo zaordynował maksymalna prędkość manewrową, co w naszym przypadku jest to 16 węzłów. Jak nic  przy masie 42 tysięcy ton i przy tej prędkości, jakby co, to z Alcatraz tylko pył zostanie. A my okryjemy się sławą niedostępną dla tysięcy poprzednich lokatorów tej maleńkiej wyspy.

    W stresie będąc dosyć wielkim kląłem niczym szewc we wszystkich dostępnych językach, wpatrując się w ekran komputera alarmowego. Raz po raz wciskałem F11 i F12 by potwierdzić i zresetować alarm niskiego ciśnienia paliwa na silniku.

Wiedziałem że chłopaki zasuwają jak w ukropie by filtry na czas wyczyścić i nie widziałem potrzeby by stać nad nimi. Bylem pewny ich pracy i wiedziałem że i tak bez mojej tam obecności, zasuwają na maksa.

Gdybym tak mógł w tej chwili dopaść jakiegoś ekologa, dzięki którym mamy te durne przepisy o ochronie środowiska, to słowo daję, z chęcią wielką przykułbym go do najwyższego świerka, później onego świerka ściął i wysłał do tartaku, by go przepuścili przez maszynę do robienia tarcicy. Później patrzyłbym jak powstają najbardziej  ekologiczne płyty dla najbliższej najbardziej ekologicznej fabryki mebli. I mogłaby to być nawet IKEA. Ci co próbują ocalić świat od wątpliwej  ekologicznej zagłady doprowadzają do powstania tak absurdalnych przepisów, że aż stają się niebezpieczni dla wielu grup zawodowych. Stają się niebezpieczni i upierdliwi nawet dla normalnych mieszkańców naszej planety, a wynika to wszystko z tego, że miast ekologii inteligentnej i rozsądnej, mamy ekologie skrajną nieliczącą się z kosztami i potrzebami ludzkimi. Takiej ekologii stanowcze NIE.

Po następnych 45 minutach dopiero odetchnąłem z ulgą,  kiedy z mostku „Stary” zadzwonił z informacją, że koniec manewrów. Szybko odebrałem sterowanie silnikiem z mostku, wyłączyłem blowery (czyli potężne wentylatory które dmuchają powietrze do silnika na niskich obrotach, kiedy silnikowa turbina nie ma jeszcze wystarczających obrotów by sama to powietrze ładować) i poleciałem na pokład. Jeden rzut oka wystarczał by się upewnić, że nie rozwaliliśmy ani mostu Golden Gate ani Alcatraz.

Nie będziemy więc sławni. 

Kartka z kalendarza


Czwartek, 25. Kwietnia 2024
Imieniny obchodzą:
Jarosław, Marek, Wasyl
Do końca roku zostało 251 dni.
Zodiak: Byk

Kontakt

Administrator
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Teraz na stronie

Odwiedza nas 49 gości oraz 0 użytkowników.

Statystyka

Odsłon artykułów:
3270145